Stowarzyszenie Polskich Artystów Muzyków Oddział Lubelski

Fonie Lublina 2020

123 456 789

info@example.com

Goldsmith Hall

New York, NY 90210

07:30 - 19:00

Monday to Friday

123 456 789

info@example.com

Goldsmith Hall

New York, NY 90210

07:30 - 19:00

Monday to Friday

Koncert VIII – 25 października, godz. 18:00 / Trybunał Koronny w Lublinie/ Beethoven, Fauré

Kwartet Teleion:
Ewa Pukos – skrzypce I
Maciej Rysak – skrzypce II
Przemysław Raczek – altówka
Szymon Krzemień – wiolonczela

Grzegorz Biegas fortepian

słowo o muzyce – Karol Furtak

UWAGA: LICZBA MIEJSC OGRANICZONA
– rezerwacje przyjmujemy pod adresem rezerwacje.spam.lublin@wp.pl
oraz drogą sms-ową (+48 506 818 990)
Podczas koncertu obowiązuje stosowny reżim sanitarny

TRANSMISJA KONCERTU ON-LINE

Program:

Ludwig van Beethoven – Kwartet smyczkowy c-moll op. 18 nr 4
Allegro ma non tanto
Andante scherzoso quasi allegretto
Menuetto: Allegretto
Allegro – Prestissimo

Gabriel FauréKwintet fortepianowy c-moll op. 115
Allegro moderato
Allegro vivo
Andante moderato
Allegro molto

O dwóch takich, co stracili słuch…

Jest 21 maja 1921 roku. Trwa zorganizowany pod szyldem Societe Nationale de Musique koncert, w ramach którego wybrzmiewa po raz pierwszy w historii Drugi kwintet fortepianowy Gabriela Fauré. Reakcje są tak samo wspólne, co silnie zindywidualizowane. Publiczność raptownie wstaje z zachwytem z krzeseł, podziwiając świeżo wykonany utwór, a sam kompozytor siedzi zamknięty w specjalnej „klatce”, która pozwolić miała mu usłyszeć cokolwiek z ważnego dla niego prawykonania. Zdezorientowany nie reaguje praktycznie wcale – maszyneria powiem zawiodła i ze swojego op. 115 Fauré nie usłyszał podobno nic.

Jeszcze kilka lat temu wzięty profesor paryskiego konserwatorium zdany był już na trzy i pół roku przed śmiercią na lost człowieka głuchego – człowieka, dla którego komunikacja z ludźmi wydaje się sprawą utrudnioną. Czy jednak odczuwał z tego powodu przejmujące cierpienie – czy dążył do dzielenia się ze słuchaczami swoimi wątpliwego optymizmu emocjami dotyczącymi własnego losu?

Fauré tryumfalnie pogodził się ze swoją dolegliwością. I choć, jak uważają niektórzy, jej reminiscencje słychać w Kwintecie, on sam kompletnie się nimi nie przejmował (lub skutecznie stwarzał takie pozory). W obliczu utraty pozycji profesora kompozycji w Paryżu mawiał, że nareszcie będzie mógł skupić się na kontemplacji własnych kompozycji, z dala od zgiełku za ciasnych sal muzycznych francuskiej uczelni, w których wieczny gwar i chaos dźwięków wyprowadzał go z równowagi. Pokłosiem nieoczekiwanego optymizmu kompozytora jest prawdopodobnie to, że jego op. 115 odczytywane było jako powrót do młodzieńczego zapału twórczego ducha bez zaniechania swojej uczciwej powściągliwości, wynikającej z wieloletniego już twórczego doświadczenia.

Ta uczciwość, także uczciwość wobec samego siebie sprawia, że postrzegamy dziś Gabriela Fauré jako kompozytora skrytego, który karty swojej wrażliwości otwiera przed słuchaczem subtelnie, bez uderzania w ton patosu i bez egzaltacji. Tak było również z Kwintetem, który powstawał w ścisłej tajemnicy niemal półtora roku – o tej próbie twórczej wiedziała w zasadzie jedynie żona kompozytora. Fauré, tradycyjnie dla siebie, rozpoczął komponowanie od części środkowych, a zakończył je częściami skrajnymi. Wydaje się, że ta technika sprawdziła się o tyle, o ile wielu cenionych znawców muzyki francuskiej dowodzi, że Allegro moderato to najlepsza z wszystkich pierwsza część Fauré.

Struktura dzieła wynika i koresponduje z idiomem muzyki kameralnej ustalonym przez klasyków, a ugruntowanym jako punkt wyjścia dla romantyków przez L. van Beethovena. Część pierwsza zaznacza się szerokim łukiem jako forma sonatowa, którą w ramach pielęgnowanej przez „klasycznych romantyków” tradycji, Fauré podkreśla niejako krzycząc: Słuchaczu! Spójrz! Nadchodzi repryza! i którą to zaopatruje w nawiązania do polifonii. W części drugiej jednak igra z przewidywaniami odbiorcy, uciekając się do zakomponowania jej jako najmniej tonalne z całego kwintetu Allegro vivo – nawiązanie do Scherza, tradycyjnie umieszczanego w kameralistyce ensemblowej jako część trzecia. I choć nie jest to zabieg nowy – stopniowe odejście od ustalonej mody komponowania kameralistyki deklaruje już sam Beethoven w swoich późnych dziełach – to w obliczu tak wyraźnie zarysowanej formy sonatowej części pierwszej, zaskakuje; nieco tak, jakby powściągliwy Fauré chciał zabawić się z oczekiwaniami odbiorcy. Część trzecia, jedyna, w której kompozytor przywołuje nieco wyraźnej melancholii, to Andante moderato, które Fauré przestawił ze Scherzem. Finał to podsumowanie, które otwiera słuchaczowi wyobraźnię i pozwala dostrzec premedytację kompozytora w dążeniu do skonsolidowania w swoim Kwintecie wszystkiego tego, co tradycyjne, z tym, co dąży do nowości, wprowadza muzykę Europy wieku XX na nowe tory jej rozwoju.

Jest 6 października 1802 roku. Ludwig van Beethoven, po 4 latach od kiedy zaczął zauważać swoje problemy ze słuchem, upatrując ich przyczyn w incydencie z pewną śpiewaczką, wysyła do braci list. List ów, zwany dziś Testamentem Heiligenstadzkim jest wyrazem cierpienia i depresji z powodu postępującej głuchoty. Niedługo później pisze swoje oratorium Chrystus na Górze Oliwnej i przełomową III Symfonię- Eroicę. Jeszcze przed nastaniem bohaterskiego okresu swojej twórczości, tego burzliwego, tego, który przerysował dotychczasowe ramy muzyki w ogóle, powoli, od wczesnych dzieł Beethoven wybiera swoje ulubione gatunki muzyki kameralnej. W rok przed napisaniem słynnego Testamentu gatunek ten wyłania się z wczesnych prób jako op.18 – cykl sześciu kwartetów smyczkowych. I choć daleko im jeszcze do śmiałych, innowacyjnych późnych kwartetów, i choć silnie pozostają jeszcze pod wpływem stylu Haydna i Mozarta, Beethoven komponuje je już niejako „po swojemu”.

W odróżnieniu od starszych klasków, już wówczas Beethoven swoje funkcjonowanie w społeczeństwie stara się odizolować od arystokracji. Oczywiście, traktuje ją jako partnerów w interesach, ale przyjaźni szuka wśród mieszczaństwa. Kwartety smyczkowe zostały napisane dla Księcia Josepha Lobkowitza, ale głównym ich adresatem był skrzypek zatrudniony w jego zespole, Karl Amenda. Amenda stał się prawdziwym przyjacielem Ludwiga i to jego wybrał kompozytor na adresata swoich przemyśleń i zwierzeń, także tych dotyczących komponowania swojego op. 18. W związku z tym Kwartet c-moll i owszem, wypełnia założenia ukochanego przez wiedeńską arystokrację stylu klasycznego, ale w jego ramach kompozytor umieszcza pewne akcenty izolujące to dzieło od twórczości, którą uznać by można za sztampową.

IV Kwartet należy do najbardziej późnych z wczesnych dzieł Beethovena. Kompozytor kształtuje go jako utwór dość ekscentryczny, szczególnie w stosunku do pozostałych dzieł z op. 18. Jak niektórzy określają Kwartet smyczkowy c-moll, jest on: na przemian nastrojowy, drwiący, zadumany i maniakalny. Muzyczne idee niejako wyprzedzają się nawzajem i nie dają słuchaczowi ani chwili oddechu od wartkiej narracji – nawet w części II (Andante scherzoso quasi allegretto). To obie części środkowe tak wyróżniają ten kwartet na tle innych wczesnych dzieł ostatniego z klasyków – podobnie jak w Kwintecie Faure, także tu kompozytor miesza idee rządzące wewnętrzną strukturą dzieła klasycznego, a Andatne… i Menuet wprawiają odbiorcę w zdumienie, ponieważ trudno je jednoznacznie zaklasyfikować. Części skrajne zdają się być nieco mniej awangardowe. Otwierające dzieło Allegro ma non tanto przywołuje kompozytorski sznyt Beethovena związany z tonacją c-moll. Podobnie jak w słynnej Patetycznej, także tu charakterystyczny wstęp wprowadza słuchacza w świat dialogujących ze sobą tematów formy sonatowej – wyraźnie zarysowanego fakturą akordową tematu I i II, skupione nieco bardziej na melodyce. Finał – rondo Allegro – Prestissimo Beethoven kształtuje majestatycznie, eksponując tym samym element wirtuozerii tak ważny dla jego dzieł. W jego ramach, zakomponowuje również brzmiący nieco “po węgiersku” temat. Kwartet c-moll jest tym samym unaocznieniem idei, według której Beethoven rozpoczął swój wkład w zmianę europejskich mód i przyzwyczajeń.

I choć dzieła dzieli od siebie perspektywa 120 lat, to Kwintet Fauré stanowi dowód tego, jak silnie tradycja Beethovenowska odcisnęła swe piętno w muzyce europejskiej. Kolejny koncert to okazja do zderzenia ze sobą stylu dwóch twórców, którzy obaj pogodzić musieli się z własnym losem człowieka głuchego. Starszy z nich, Beethoven swój Kwartet napisał z punktu widzenia młodego kompozytora walczącego z postępującym kalectwem i próbującego ugruntować swoją pozycję na wiedeńskim rynku muzycznym; Fauré Kwintet przedstawił publiczności jako człowiek pogodzony z własnym losem, znany i ceniony, powoli zbliżający się ku kresowi swoich dni. O tym co łączy a co dzieli obie kompozycje, dowiedzą się Państwo podczas kolejnego z koncertów w ramach cyklu Fonie Lublina.

Karol Furtak

Partnerzy: Fundacja PZU, Stowarzyszenie Autorów Zaiks, Stoart- Związek Artystów Wykonawców, Towarzystwo Muzyczne im. H. Wieniawskiego w Lublinie

Patroni medialni: TVP Kultura, TVP3 Lublin, Radio Lublin, Kurier Lubelski, Dziennik Wschodni, Gość Niedzielny.

Projekt Fonie Lublina realizowany jest dzięki wsparciu Miasta Lublin.

Dofinansowano ze środków Narodowego Centrum Kultury w ramach programu Kultura w sieci

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EnglishPolish